Mamy wciąż za mało suchych zbiorników, ale po doświadczeniach z 1997 roku wyciągnęliśmy odpowiednie wnioski.
– Racibórz, Kędzierzyn-Koźle, Opole, Wrocław nie poszły pod wodę z tego powodu, że nie zmarnowaliśmy tych dwudziestu kilku lat – mówił w „Faktach po Faktach” Janusz Zaleski, pomysłodawca zbiornika Racibórz Dolny.
Wnioski po powodzi: Kluczowy jest dialog
Gośćmi Piotra Marciniaka w „Faktach po Faktach” byli dr hab. Janusz Zaleski z Politechniki Wrocławskiej, dyrektor Biura Koordynacji Projektu Ochrony Przeciwpowodziowej w Dorzeczu Odry i Wisły, pomysłodawca zbiornika Racibórz Dolny oraz generał Ryszard Grosset, były Komendant Główny Straży Pożarnej.
Poproszeni zostali o wyciągniecie pierwszych wniosków dotyczących tegorocznej powodzi, która zalała m.in. Głuchołazy, Stronie Śląskie, Lądek Zdrój i Kłodzko, ale w wielu miejscach skutecznie udało się obronić duże miasta i mniejsze miejscowości przed zalaniem.
Zaleski: kluczowy jest dialog
– Dobudowaliśmy do istniejących (suchych zbiorników retencyjnych – red.) niemieckich tylko cztery w minionym okresie (od 1997 roku – red.) i one zadziałały, one swoje funkcję spełniły, tylko że były zlokalizowane w południowej części i w zachodniej części Kotliny Kłodzkiej. Biała Lądecka nie doczekała się tych inwestycji – tłumaczy dr hab. Janusz Zaleski.
Jak podkreślał, w 2018 roku powstała analiza szesnastu możliwych lokalizacji dla suchych zbiorników. Przez protesty te zbiorniki jednak nie powstały. Nie wybudowano m.in. zbiornika przed tamą w Stroniu Śląskim, który był jedną z propozycji lokalizacyjnych ze studium z 2018 roku.
– W Raciborzu też zaczynaliśmy od tego, że ludność protestowała, wójt ogłaszał wojnę z rządem. Dzisiaj, jeżeli pojedziemy do wsi Nowe Nieboczowy, gdzie przesiedliła się znakomita większość mieszkańców dwóch wiosek, to oni sobie to bardzo chwalą. Przeniesione zostały bardzo ważne dla nich kulturowo (obiekty-red.), czyli cmentarz, kościół. Infrastruktura tej wioski wygląda teraz w ten sposób, że mieszkańcy Raciborza bardzo chętnie by się tam osiedlali. Myślę, że taki proces dialogu, dopiero potem planowania i przygotowywania inwestycji jest konieczny w Kotlinie Kłodzkiej – ocenił Zaleski.
Jak dodał, nigdy nie wyeliminujemy ryzyka powodzi do zera, ale jesteśmy w stanie redukować zagrożenie. – Nie było powtórki z 1997 roku. Racibórz, Kędzierzyn-Koźle, Opole, Wrocław nie poszły pod wodę z tego powodu, że nie zmarnowaliśmy tych dwudziestu kilku lat i ta infrastruktura się sprawdziła – podkreślił.
Grosset: dobra łączność to podstawa
Generał Ryszard Grosset, były Komendant Główny Straży Pożarnej, za skandaliczną uważa sytuację z komunikacją podczas powodzi. – To są elementy infrastruktury krytycznej, naprawdę o wielkim znaczeniu. Od sprawności działania zapór zależy nie los jednej czy pięciu osób, tylko los czasami tysięcy bądź setek tysięcy ludzi – zwrócił uwagę.
Jak dodał, te zapory muszą być odpowiednio zabezpieczone. – Po pierwsze zdublowanymi systemami łączności, po drugie na pewno automatyką alarmowania, na pewno tam powinny być wilgotnościomierze, na pewno tam powinny być tensometry. Jakiekolwiek zmiany zachodzące w strukturze zapory powinny wywoływać natychmiastowe alarmy w jednostkach ratowniczych. Jest daleko idącym zaniedbaniem, że coś takiego nie funkcjonuje – powiedział i podkreślił, że nie jest to jedyne zaniedbanie. – Chociażby stan wałów o tym świadczy – dodał.
„Gdyby ta powódź mogła się spóźnić o rok…”
Zaleski wyjaśnił, że od powodzi w 1997 roku budujemy ochronę przed powodzią „od góry, czyli tak, jak woda płynie” i zaczynamy od głównych rzek, czyli Odry i Wisły. – Odrę mamy, jak widać, sprawdziło się. Wisła – mamy przygotowane projekty, pan minister Klimczak ogłosił w zasadzie, że powinniśmy ruszyć. Teraz przejdziemy na te dopływy, głównie groźne, jak Nysa Kłodzka. Tu już jest nawet decyzja ministerstwa infrastruktury i kierownictwa Polskich Wód, że Nysa Kłodzka jako dorzecze będzie priorytetem w kolejnych działaniach robienia porządku i ochrony przed powodzią, ale też przed suszą – tłumaczył.
Jak dodał, dobiega końca też realizacja projektu centrów operacyjnych w Wodach Polskich i integracji tych centrów z centrami operacyjnymi w IMGW. – Gdyby ta powódź mogła się spóźnić o rok, to mielibyśmy bardzo dobrze zintegrowane działanie IMGW i PGW Wody Polskie, tak jak to ma miejsce w Stanach Zjednoczonych, w Wielkiej Brytanii. Po raz pierwszy jest mowa, że jest szansa, aby w jednym miejscu, w jednym obiekcie funkcjonowali wspólnie pracownicy IMGW i pracownicy Wód Polskich zajmujący się operacjami zbiorników. Do tej pory „pogody” na to nie było – zakończył.
Źródło zdjęcia głównego: Andrzej Grygiel/PAP