Wittchen: Polska Marka, Europejski Sukces
Produkująca torby i akcesoria ze skóry firma Jędrzeja Wittchena i jego żony Moniki po raz pierwszy wprowadziła niewielką część swojego asortymentu do Lidla w 2012 roku. W pierwszych latach akcja rzeczywiście wywoływała w klientach euforię. W ramach przedświątecznej sprzedaży produkty Wittchena można było tam kupić taniej niż w firmowym salonie, a polski klient nie od dzisiaj znany jest z miłości do niskich cen.
Marka z Wyższej Półki, Której Nie Zaszkodził Lidl
Torebki, paski i rozmaite akcesoria Wittchena można w Lidlu kupić przed świętami do dzisiaj, ale nietypowe wspólne akcje dużej sieci sprzedaży i marki z wyższej półki nie zniszczyły wizerunku tej drugiej.
– Choć za pierwszym razem wywołało to zdumienie w branży handlowej, jest to przykład bardzo udanej kooperacji – uważa Agnieszka Górnicka, prezes firmy analitycznej Inquiry.
W Lidlu sprzedają się co roku towary Wittchena o wartości liczonej w milionach złotych. W 2021 r. było to nawet blisko 22 mln zł, ale to niewielka część rocznych przychodów całej firmy. Te w 2023 roku sięgnęły 467,3 mln zł i były o 15,1 proc. wyższe niż rok wcześniej. Wyniku netto za 2023 rok firma na razie nie podała, ale w 2022 roku wynosił 62,9 mln złotych.
Wittchen Trafia w Gusta Polaków
O tym, że Polacy lubią skórzane produkty z wyższej półki, Wittchen przekonał się dawno, bo jeszcze w latach 80.
– Podobały mi się luksusowe produkty, mimo że w czasach studenckich nigdy takich nie posiadałem. Podziwiałem za to wystawy w salonach wielkich marek, kiedy udawało mi się wyjeżdżać za granicę – mówi, siedząc w rozświetlonej designerskimi kandelabrami siedzibie swojej firmy w podwarszawskich Palmirach.
Jego stworzony od zera w 1990 roku biznes to dziś największa rodzima marka skórzanych toreb, walizek i akcesoriów.
– Postawił na ponadczasową elegancję i jakość, a przy tym od wielu lat konsekwentnie rozwija firmę. To długofalowa, ale bardzo skuteczna strategia, choć mogłoby się zdawać, że na polskim rynku króluje niska cena, a co często za tym idzie – obniżenie standardów. Co więcej, Wittchen to jedna z tych polskich marek, które z powodzeniem rozwijają się też za granicą – mówi Agnieszka Górnicka z Inquiry.
Siedziba i centrum logistyczne w podwarszawskich Palmirach to serce firmy, która oprócz salonów pod szyldem Wittchen nie ma własnych fabryk.
Fot.: Materiały prasowe
Końcówkę roku Wittchen zamknął pod znakiem debiutu z pierwszym firmowym salonem na rynku rumuńskim, zapowiadając dalszą ekspansję na rynkach austriackim i niemieckim. Jędrzej Wittchen chciałby, żeby połowa przychodów jego firmy pochodziła spoza Polski.
– Jest to jak najbardziej realne – uważa, choć obecnie sprzedaż poza Polską odpowiada za ok. 25 proc. przychodów.
Polska Marka Podbija Europę. Założyciel Nawet o Tym Nie Marzył
Austria, gdzie Wittchen ruszył w styczniu tego roku ze sklepem internetowym, jest szóstym zagranicznym rynkiem firmy z taką platformą po Niemczech, Czechach, Węgrzech, Rumunii i Ukrainie. Ale przez marketplace’y produkty Wittchen można kupić już w 23 krajach Europy. Stacjonarne salony sprzedaży firma ma poza Polską w Czechach, na Węgrzech, na Słowacji i w Rumunii. Sprzedaż online zapewniała jej po trzech kwartałach ubiegłego roku połowę przychodów.
O tym, że jego skórzane wyroby będzie można kupić w całej Europie, Jędrzej Wittchen nawet nie marzył, kiedy po raz pierwszy pomyślał, że warto by było założyć biznes.
Najpierw chciał być lekarzem. Nie dostał się jednak na Akademię Medyczną, za to trafił na Wydział Geografii na Uniwersytecie Poznańskim, gdzie wyspecjalizował się w geomorfologii. Studia na takim kierunku potraktował jako przepustkę do niedostępnych w latach 80. wyjazdów.
– Od samego początku za wszelką cenę dążyłem na tych studiach do tego, żeby zorganizować jakiś zagraniczny wyjazd. W końcu udało mi się wyjechać na wyprawę naukową na Saharę Północną, do Maroka. Kiedy tylko zobaczyłem, jak inaczej wygląda świat poza Polską i jakie daje możliwości życia, całą energię skupiałem na tym, żeby dalej studiować i wyjeżdżać – wspomina.
Wyjazdy geologiczne były przygodą, ale i źródłem zarobków nieosiągalnych wtedy w Polsce. Pozwalały odkładać kapitał na kolejne naukowe podróże.
– Moi rodzice zarabiali wtedy po 20 dol. miesięcznie, my na takich wyjazdach potrafiliśmy zarobić po 50 dol. dziennie. Relacje między tymi zarobkami były nieprawdopodobne – mówi Jędrzej Wittchen.
Po skończeniu studiów Wittchen podróżował, pracując, po świecie, ale kiedy bliżej roku 1990 usłyszał, że krajobraz gospodarczy zaczyna się w kraju zmieniać, postanowił wrócić. Był grudzień, a on leciał z Malezji. Zabrał ze sobą paczkę produkowanych lokalnie skórzanych portfeli i etui z myślą o przedświątecznej rozprzedaży.
– Czułem, że mogą się w Polsce spodobać. Praktycznie cały towar udało mi się wtedy wwieźć, a potem rozwieźć po sklepach. Ten pierwszy deal poszedł w okresie przedświątecznym tak dobrze, że postanowiłem postawić na handel. Tylko że chciałem to robić pod własną marką – mówi.
„Polska Jakość”
Słowo „marka” nie było w Polsce w użyciu, kiedy Jędrzej Wittchen wymyślił, że żeby się na rynku wyróżnić, zaprojektuje własne logo. Portfele z delikatnej cielęcej skóry zamawiał początkowo w fabrykach na Dalekim Wschodzie. Tworzyły linię Wittchen Italy.
– Bolało mnie, że nie mając możliwości informowania klientów o tym, co to są za wyroby, właściciele sklepów wmawiali im, że to marka niemiecka, austriacka albo włoska. W tamtych czasach nie istniało pojęcie „polskiej jakości” i chwalenie się polskością wcale by sprzedaży nie napędzało – mówi.
Nazwisko, jakie odziedziczył po dziadku, ma rodowód niemiecki. Dziadek Wittchen w 1918 roku przyjął jednak polskie obywatelstwo.
Firma szybko rozwijała paletę produktów: w latach 90. do portfeli z cielęcej skóry dołączyła kolekcja ze skóry garbowanej przy użyciu minerałów i najbardziej luksusowa linia produktów Da Vinci. Sprzedaż szybko rosła, a Jędrzej Wittchen nie przestawał podróżować.
– Pół roku potrafiłem w tamtych czasach spędzić, nadzorując produkcję w innych krajach – wspomina.
Z czasem coraz więcej produktów z jego logo produkowanych było w Europie i tak jest dzisiaj. Firma swoje produkty zamawia m.in. we Włoszech i Hiszpanii. Nie ma własnych zakładów, współpracuje z nią 100 fabryk.
Podobny model ma konkurencyjny dla Wittchena Ochnik. Pod względem przychodów jest do Wittchena porównywalny, w 2022 roku miał ich 355 mln zł i 39,5 mln zł zysku netto.
– Współczesny biznes to nie tylko fabryki czy sklepy stacjonarne, ale także marketplace’y i sklepy internetowe. Jesteśmy aktywnym uczestnikiem gry na takich platformach. Nie chcemy zajmować się produkcją, która jest innym rodzajem działalności i bywa skomplikowana – mówi Jędrzej Wittchen.
Salony Zamiast Fabryk
Zamiast inwestować w fabryki, postawił na salony sprzedaży. Pierwszy ruszył przy ul. Marszałkowskiej w Warszawie w 2001 roku. Wtedy udziały w spółce miała już żona Wittchena, Monika, która do dziś z mężem zarządza firmą (mają 60,2 proc. akcji spółki).
Rozbudowa sieci sprzedaży słono kosztowała spółkę, która w tamtym okresie sprzedawała towary za kwoty dziesięciokrotnie niższe niż dzisiaj.
– Każdy nowy salon to dzisiaj nakład rzędu 600–800 tys. złotych. Budując swoją sieć sprzedaży stacjonarnej, klasycznie posiłkowałem się więc kredytami – wspomina Jędrzej Wittchen.
To wtedy jego firma po raz pierwszy ruszyła na podbój zagranicy. Postawiła na rynki wschodnie: rosyjski, białoruski i ukraiński. I zaliczyła tam bolesny falstart.
– Wydawało mi się naturalne, że to rynki dla nas idealne. Nic z tych rzeczy. Ponieśliśmy tam milionowe straty – mówi Jędrzej Wittchen.
Lekcję wyciągnął też z prób wprowadzania na rynek perfum i kosmetyków.
– Okazało się, że klienci uważają, że jeśli ktoś jest dobry w jednym obszarze, niekoniecznie przenoszą swoje zaufanie na inne produkty danej firmy – mówi.
Polskie Imperium Luksusu. Wittchen na Giełdzie
Ponieważ dekadę temu polski klient dobra luksusowe kupował głównie w stacjonarnych sklepach, trzeba było rozwijać sieć salonów. Tymczasem środki z kredytów się wyczerpywały. Wtedy Wittchenowie podjęli decyzję o wejściu na warszawską giełdę. W 2011 roku spółka zrezygnowała z debiutu ze względu na zawirowania w strefie euro i grecki kryzys. Na giełdę weszła w 2015 roku. Była mocno zadłużona, ale miała niezłą rentowność, co doceniali analitycy, którzy porównywali debiutanta z Gino Rossi i zestawiali jego wyniki z wynikami LPP oraz Monnari.
Z emisji nowych akcji Wittchenowie zebrali 27,2 mln zł, jej celem była rozbudowa sieci salonów i lifting już posiadanych, ale też zwiększenie kapitału obrotowego i zmniejszenie zadłużenia. W roku debiutu przychody Wittchena wynosiły 150,9 mln zł.
Choć Jędrzej Wittchen sam ma słabość do produktów skórzanych i inspirują go grupy takie jak LVMH, Gucci czy Prada, jego firma większość produktów wytwarza już z tworzyw pochodzenia niezwierzęcego.
– Wszystkie skóry, których kiedykolwiek używaliśmy, były odpadem poubojowym. Nigdy nie mieliśmy w ofercie produktów ze skóry krokodyla, strusia czy innych chronionych zwierząt. Skóra to produkt stary jak świat i bardzo bliski człowiekowi. Trudno „zastąpić” ją w taki sposób, żeby sztuczna miała takie właściwości jak naturalna – uważa Wittchen.
Spadek Wyceny. Zetki Nie Chcą Skóry?
Pytanie, czy pokolenia Zet i młodsze – Alfa – będą chciały kupować skórzane przedmioty.
Portfele i torby z innych tworzyw to także sposób na tańszą produkcję. A tańsze produkty sprzedają się w czasach inflacji lepiej.
– Wszyscy ostrożniej myślimy o wydatkach. Co ciekawe, wysyłek w sprzedaży internetowej mieliśmy w minionym roku prawie dwukrotnie więcej niż rok wcześniej. To efekt tego, że ludzie kupują tańsze towary i robią więcej drobnych zakupów – mówi Wittchen.
W październiku inwestorzy zafundowali firmie bolesny spadek wyceny. Za jedną akcję spółki, za którą w maju trzeba było zapłacić nawet 45 zł, jesienią inwestorzy gotowi byli zapłacić już tylko 23 zł. Jej wycena niemal się przepołowiła.
Odbudowa Kursu — Grunt to Analiza
Jędrzej Wittchen przeanalizował, z czego wyniknęła taka sytuacja, a kurs z czasem się odbudował.
– Wzmożona aktywność zakupowa napędzana przez chęć wyjazdów przełożyła się na bardzo dobrą sprzedaż naszej kolekcji walizek. Kiedy wybuchła wojna na Ukrainie i do Polski przyjechały 3 mln Ukraińców, oni też przyczynili się do rosnącej wartości naszej sprzedaży. To m.in. dlatego w 2022 roku mieliśmy takie dobre wyniki – uważa.
Flagowym produktem firmy są od lat walizki. W 2023 roku konsumenckie nastroje w Polsce się pogorszyły.
– Rok zakończył się dla nas 15-proc. wzrostem sprzedaży przy znaczącym wzroście kosztów, co odbiło się na rentowności. Ale sytuacja się ustabilizowała i wierzymy, że w tym roku nic znacząco nie zaburzy nam sprzedaży w Polsce – mówi Jędrzej Wittchen.
Zrezygnował jednak na razie z planowanej budowy nowego centrum logistycznego o powierzchni 30 tys. mkw. Według Global Research & Data Services rynek skórzanych waliz, to