Zamówienie od Billa Gatesa
Superjacht nazywany projektem 821 to luksusowa, napędzana wodorem jednostka, zbudowana na zamówienie Billa Gatesa. Na jej pokładzie znajdują się biokominki Planiki.
Fot.: East News
– W projekcie jachtu były dwie lokalizacje kominków, opisane jako „HIS” i „HER” (Gates złożył zamówienie jeszcze przed rozwodem – red.). Były to prywatne gabinety właścicieli, którzy zażyczyli sobie kominków w kształcie łuku, z połyskującymi elementami na powierzchni, osłoniętego giętym szkłem, co dodatkowo skomplikowało realizację projektu – opowiada 70-letni inż. Jarosław Dąbrowski, prezes i współwłaściciel (obecnie ma 25 proc. udziałów) Planiki.
„Zażyczyli sobie kominków w kształcie łuku, z połyskującymi elementami na powierzchni, osłoniętego giętym szkłem”.
Fot.: Materiały prasowe
I choć Planika ma spore doświadczenie w instalacjach jachtowych, wart kilkadziesiąt tysięcy euro projekt okazał się wyjątkowo nietypowy. Zamówione kominki musiały być nie tylko energooszczędne, ale także w pełni zintegrowane z ekologicznym systemem zarządzania energią na jachcie. A same zbiorniki na paliwo na tyle duże, aby wystarczyły na trzy miesiące ciągłego palenia ognia. Dlatego w pewnym momencie Dąbrowski przerwał projekt.
– Koszty przewyższyły zyski. Uznałem, że nie warto absorbować pół firmy dla jednego Billa. Lepiej poświęcić ten czas dla 10 innych milionerów – mówi.
Czytaj też: Polscy „superaniołowie” biznesu. Oto w co inwestują
W Planice rozpętała się burza. Zespół sprzedażowy przekonywał, że korzyści wizerunkowe przewyższą koszty wdrożenia i w końcu Dąbrowski został „zakrzyczany” we własnej firmie. Mogło się tak stać, ponieważ kilka lat wcześniej, dokładnie w 2016 roku, zaczął wprowadzać tam model turkusowej organizacji, która kładzie nacisk na autonomię pracowników i ich wpływ na kierunek rozwoju firmy. Dlatego ostatniego dnia lipca na spotkanie z „Forbesem” w siedzibie Planiki przyszli nie tylko prezes Jarosław Dąbrowski i jego córka, Patrycja Gierak, wiceprezeska spółki (ma 35 proc. udziałów, kolejne 20 proc. należy do jej matki, Doroty, a 10 proc. do brata, Michała), ale zjawiło się także pięciu pracowników firmy: przedstawicieli działów handlowych i marketingu.
Luksusowe jachty to nisza, w której Planika działa coraz prężniej. Jej biokominki z prawdziwym ogniem wprowadzają wyjątkowy nastrój do kabin, dlatego coraz chętniej zamawiają je właściciele łodzi.
Fot.: Materiały prasowe
Płomienny biznes
Planika, która specjalizuje się w produkcji biokominków w innowacyjnej technologii BEV® (skrót od Burning Ethanol Vapours Technology), powstała w 2003 roku, ze środków własnych i pasji założyciela do ujarzmienia „czystego” ognia we współczesnym wnętrzu. Dąbrowski od początku chciał pokonać trudności związane z ogniem w domu, czyli sadzę, popiół i obowiązkowy komin. Udało się to dzięki konstrukcji opartej na etanolowym paliwie. Mając prosty produkt: ręcznie obsługiwany „biokominek bez komina”, którego główną zaletą był design, firma rosła organicznie, działając jak typowo garażowy start-up.
– Początkowo Jarek przyjeżdżał do firmy rzadko, bo jedynie w piątki. Podpisywał dokumenty i wracał do swojej drugiej firmy – wspominają pracownicy.
Warto wiedzieć: Jak inwestować w siebie?
Brało się to stąd, że przez pierwsze 10 lat istnienia Planiki jej właściciel wciąż skupiał się na swoim głównym założonym w latach 90. biznesie, czyli przynoszącej setki milionów złotych przychodów i dziesiątki milionów zysków fabryce mebli biurowych MDD w Sępólnie Krajeńskim. Jeszcze wcześniej, bo w latach 80., tuż po studiach inżynierskich, Dąbrowski zajął się robieniem mebli kuchennych. Z biegiem lat rozbudowywał swój zakład stolarski, którego profil ewoluował.
– Tata od początku miał niesamowitą żyłkę przedsiębiorcy. Dostrzegał różne możliwości, których inni nie zauważali. I bardzo szybko potrafił podejmować decyzje, które okazywały się celne. Do tego sam konstruował maszyny, dzięki czemu zdobywał przewagę konkurencyjną – mówi Patrycja Gierak.
Turkusowa organizacja
Sporadyczne wizyty w Planice skończyły się, gdy w wieku 60 lat Jarosław dokonał sukcesji i przekazał główny biznes synowi, Michałowi (obecnie ma on 58 proc. udziałów w MDD, ojciec zostawił sobie niecałe 17 proc.). Nie mając już tylu obowiązków i odpowiedzialności za gigantyczny biznes meblowy, Dąbrowski skoncentrował się na Planice, która dynamicznie przybierała na masie po tym, jak w 2009 roku opracowała i opatentowała technologię BEV, całkowicie automatyzując pracę kominka, dzięki czemu możliwe stało się sterowanie nim za pomocą pilota lub telefonu komórkowego.
Zobacz też: Sprzedali swoje firmy. „Myślałem, że jak nie będę musiał nic robić, będę szczęśliwy”
– Ta technologia bardzo pchnęła nas do przodu. Pamiętam, że byliśmy w Stanach Zjednoczonych na targach i dystrybucję produktu od razu przejęła duża amerykańska firma, która zamawiała duże ilości – mówi Jarosław.
Produkty Planiki wyróżniają się tym, że choć mamy do czynienia z prawdziwym ogniem, nie wymagają specjalnych zgód na instalację czy przeglądów i można je montować w przeróżnych przestrzeniach.
– Na targach wciąż spotykamy się z tym, że ktoś szuka rur, kominów, a nawet próbuje włożyć rękę w ogień, aby sprawdzić, czy na pewno jest prawdziwy – śmieje się Patrycja.
Ona sama do firmy dołączyła w 2018 roku, za namową ojca, gdy Planika wdrażała już „turkus”. Wcześniej, po studiach z zakresu zarządzania i marketingu ukończonych na Westminster University w Londynie, najpierw pracowała w brytyjskim wydawnictwie, a później w firmie rodzinnej w Warszawie. Były to jednak tradycyjnie zarządzane biznesy, a więc w modelu hierarchicznym, i turkusowa organizacja ojca wymagała od niej dopasowania.
Przeczytaj: Już nie flipy, ale licytacje. Tak się zarabia kokosy na nieruchomościach
– Pamiętam, że zaraz po przyjściu Patrycja kupiła nowy ekspres do kawy, nie konsultując tego z zespołem. Musiałem jej wytłumaczyć, że tutaj o wszystkim decydujemy razem – wspomina Jarosław, który postanowił wprowadzić turkusowy model organizacji po lekturze książki „Pracować inaczej” Frederica Laloux.
– Już wcześniej zacząłem się interesować tym, jak zmieniać i usprawniać organizację, jak pracować inaczej. W poprzedniej firmie, tj. MDD, zlikwidowałem np. wszelkie premie i kary finansowe, wprowadzając stałe wynagrodzenie, które ma w pełni motywować i satysfakcjonować. Dzięki temu codzienna praca nie jest związana z wynagrodzeniem, co sprawdza się znakomicie. Ludzie przestali grać na siebie, nie chowają przed innymi swoich klientów czy kawałka rynku, tylko grają do jednej bramki – mówi Jarosław.
Te doświadczenia spowodowały, że postanowił pójść dalej i w Planice zaczął wprowadzać „turkus”.
Cześć, jestem Jarek
Dla pracowników było to początkowo szokujące.
– Któregoś dnia Jarek przyszedł do pracy i zlikwidował stanowiska dyrektorskie. Wszystkim powiedział: „cześć, jestem Jarek, twój kolega z pracy” – opowiadają, przyznając, że w momencie, gdy zapadła decyzja o usunięciu pewnej hierarchii, nastąpił okres wyłaniania się naturalnych liderów, którzy – widząc towarzyszący zwykle takim rewolucjom chaos, wzięli sprawy w swoje ręce.
Zobacz: Na piłce dorobił się blisko 100-milionowego majątku. W co swoje pieniądze inwestuje Grzegorz Krychowiak? [WYWIAD]
– Paradoksalnie, jest więcej osób, które wcale nie chcą samozarządzać i ponosić odpowiedzialności i wolą mieć szefa, który wyda im polecenie. Jednak, jeśli turkus trafi na osobę, która go czuje, potrafi on ją w piękny sposób rozwinąć – zauważa Edyta Nowak, sales and development Asia Pacific.
Z kolei ci pracownicy, którzy bez hierarchii nie mogli się w Planice odnaleźć, odeszli.
– Turkus wymaga dużej koncentracji i ciągłego orientowania się co się dzieje w organizacji. Charakterystyka pracy jest bardzo dynamiczna, nie każda osoba potrafi się w tym odnaleźć – zauważa Aleksandra Nowicka-Piekarska, odpowiedzialna w firmie za obszar sales and development North America
Kominki gwiazd i milionerów
Dziś firma, która zatrudnia 50 osób przy produkcji i drugie tyle na stanowiskach, które Jarosław nazywa „przy klawiaturze”, działa w swoim wyregulowanym rytmie, przypominając trochę włoską organizację, gdzie dużo się rozmawia, ale na koniec decyzje podejmuje wspólnie.
– Najważniejsze, co się zmienia, to cele. Nie wyniki stają się kluczowe, a proces nieustannego poprawiania i optymalizacji w firmie. Lepsze wyniki to tylko – i aż – efekt tych zmian – mówi Paulina Trychoń, która w Planice zajmuje się obszarem brand marketing and business development.
Warto przeczytać: Makłowicz i synowie: cel to 100 mln złotych. „Gołąbki niech robią inni”
W ofercie produktowej Planika ma już około 50 różnych modeli i wariantów biokominków: poza etanolowymi w technologii BEV są też gazowe na parę wodną oraz elektryczne. Kosztują od kilku tysięcy do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Najdroższe są te z długą linią ognia, bo to wydatek rzędu nawet 100 tys. zł. Ale zamożni tego świata i celebryci pokochali je.
– Od początku pracowaliśmy z najlepszymi architektami. Nasze kominki można znaleźć u ludzi z listy najbogatszych, nie tylko Polaków. Są też w sieciach hoteli: Hiltonach, Sheratonach, Ritz Carltonie itp. Kupują je też takie gwiazdy jak Cristiano Ronaldo. Jak dokładnie wygląda jego kominek, można zobaczyć na Netfliksie w reality show jego partnerki zatytułowanym „Jestem Georgina” – mówi Patrycja Gierak.
Cristiano Ronaldo także ma w swoim domu kominek Planiki. Można go zobaczyć na Netfliksie w reality show jego partnerki, Georginy Rodriguez, „Jestem Georgina”.
Fot.: East News
Kierunek? Cała naprzód
Pełna automatyzacja, współpraca z uznanymi architektami przy personalizacji produktów, wysoka jakość i globalna dystrybucja powodują, że Planika jest dziś światowym liderem biokominków premium. Jej przychody w 2023 r. wyniosły 65 mln zł, a zysk netto – 18 mln zł. Pod względem sprzedaży wyjątkowy w jej historii był jednak rok 2021, gdy tak jak wielu innych producentów wyposażenia wnętrz odczuła mocny „peak”, bo zamknięci w domach klienci dopieszczali swoje wnętrza. A było tak: jeszcze w 2019 r., gdy firma przeniosła się do dzisiejszej siedziby pod Bydgoszczą, obok której znajduje się jej nowoczesny zak